piątek, 16 lutego 2024

Harry Potter był nieukiem

Jak na historię o czarodziejach, bohaterowie pierwszego Pottera są zaskakująco kiepskimi magami. 



Przez cały „Kamień filozoficzny” Harry nie rzuca ani jednego zaklęcia poza jakimiś iskierkami z różdżki. 

Nawet przy założeniu, że Chłopiec, Który Przeżył jest zakałą całej klasy, inni bohaterowie są niewiele lepsi. Magiczne moce bohatera-czarodzieja ograniczają się do:

  1. wystrzelenia racy.
  2. unieruchomienia komuś nóg.
  3. rozpalenia ognia, nawet z wilgotnego paliwa.
  4. unoszenia przedmiotów, w tym dosyć ciężkich (maczuga), ale nie bardzo ciężkich (troll). Można w ten sposób od biedy kogoś rozbroić albo uderzyć w głowę.
  5. przemienienia drobnego przedmiotu w inny drobny przedmiot, na przykład myszy w tabakierkę (pewnie nie na stałe, a docelowy przedmiot jest raczej wątpliwej jakości.)
Przedsiębiorczy czytelnik zauważy, że pierwsze cztery z powyższych efektów można łatwo osiągnąć przy pomocy:
  1. fajerwerku za dychę
  2. lassa
  3. flaszki i zapalniczki
  4. ręki



Jeśli ktoś jest opisany jako wybitnie dobry mag (Hermiona), może dodatkowo:
  • zmienić czegoś kolor (farba).
  • szybko otworzyć zamek, chociaż prawdopodobnie nie każdy (siekiera).
  • rozpalić ogień niegasnący przez kilka dni (latarka).
  • unieruchomić kogoś całego (prawy sierpowy).
Jeśli chcemy być bardzo łaskawi dla bohaterów (w końcu starają się, poza Harrym, leniem), możemy im jeszcze doliczyć:
  • stworzenie leku na czyraki (ale trzeba mieć do tego specjalne magiczne składniki i raczej dużo czasu).
  • niekontrolowaną magię (zniknięcie tafli szkła, uniknięcie upadku, pomniejszenie ubrania, może nawet teleport na bliskie odległości) – ale nie są to moce, na których można polegać ani którymi można by rozwiązać poważniejszy problem.
  • poparzenie kogoś dotykiem (działające na jedną konkretną osobę i na nikogo innego).
  • wysoką odporność na rany (inaczej latanie w Hogwarcie z nożem albo, nie wiem, kuszą, rozwiązałoby wiele problemów).


Do tej listy nie liczymy:

  • czarów rzuconych, ale nieopisanych w książce. To tak jak z Rambo – do licznika trupów kwalifikują się tylko delikwenci zabici przed kamerą.
  • czarów rzuconych przez dorosłych. Dorośli nie rozwiążą twoich problemów. W języku D&D magia dorosłych to zdolności nadnaturalne potworów, a nie czary dostępne graczom.
  • niewidzialności i latania. To bardzo atrakcyjna magia, ale w Potterze to moce przedmiotów, a nie postaci. Latasz, ale na miotle; jesteś szybszy od Usaina Bolta, ale tylko jako pasażer autobusu. Średnio imponujące.


W fantasy istnieje ryzyko, że bohaterowie władający potężną magią pokonają każdą przeszkodę czarami i będzie to nudne i banalne. Niski poziom mocy z pierwszego Pottera pozwala uniknąć tego problemu. Równocześnie dzięki czarodziejskim zjawiskom i przedmiotom Hogwart i okolice wydają się całkiem magiczne i niezwykłe. Jest to, myślę, niezgorszy motyw do zgapienia, jakby ktoś wymyślał system magii do swojej gry czy książki.

niedziela, 4 lutego 2024

„Siewcy śmierci” to erpeg warty uwagi

Dziś mieli premierę Siewcy śmierci Łukasza „Skavenlofta” Kołodzieja: gra o bohaterach fantasy, którzy, zwyciężeni przez siły ciemności, przeszli na stronę zła.



To erpeg nadający się do gry bez przygotowania (z pewną dozą improwizacji) i, jak przystało na gry ze stajni Fajerbola, minimalistyczny. Gra ma co prawda ponad 30 stron, ale znaczna część tego to przykłady rozgrywki (na moje oko skuteczne: Siewców daliby radę poprowadzić nowicjusze, którzy jeszcze nigdy nie grali w erpegi) oraz opis świata, a zasady poziomem komplikacji przypominają raczej Lasers & Feelings czy Cthulhu Dark niż dowolną edycję D&D.

Gra robi parę rzeczy, które są dla mnie szczególnie ciekawe, inspirujące i dobrze pomyślane – warte uwagi nawet wtedy, kiedy nie mamy w kalendarzu miejsca na sesję Siewców:

  • Gra się potężnymi, złymi gośćmi – którzy przecież kiedyś byli dobrymi i wielkimi ludźmi, a teraz muszą żyć z tym, że zdradzili ideały. Temat jest żywcem wzięty z klasyki fantasy, a równocześnie erpegowo świeży (chyba nawet White Wolf ze wszystkimi swoimi grami o tragicznych potworach nie wydał żadnego Nazgul: The Betrayal). Motyw Bardzo Tragicznego Cierpiącego Bohatera jest nośny i zabawny na sesjach: nie zna życia, kto nigdy nie opisał krwawej łzy na policzku wampira.  Upadli herosi zaserwowani z potężną dawką patosu nadają się na materiał na postacie graczy i bohaterów niezależnych w innych grach – i są tym fajniejsi, że mają w pakiecie wbudowany zwrot akcji („O nie, okazuje się, że Mroczny Lord Hurdurr kiedyś był Świętym Templariuszem Solariusem!”). Kiedy następnym razem będę prowadził sesję o ataku goblinów na wioskę, być może goblinami będzie dowodził właśnie Cierpiący Siewca Śmierci.
  • Silnik gry jest zrobiony podobnie do gier Powered by the Apocalypse, ale w przeciwieństwie do nich nie ma zasłony dymnej z dziwnych żargonów, które sprawiałyby, że potem trzeba prelekcji i grubych tomów, żeby wyjaśniać, co autor miał na myśli. W Siewcach gracze kontrolują postacie, MG kontroluje wszystko inne i jest opisane, co MG ma mieć na celu, prowadząc. Gra się bez rzutów kostką (MG decyduje o wszystkich wynikach działań graczy!) dopóki gracz nie robi jednej z trzech konkretnych akcji opisanych w zasadach gry (klimatycznych – zastraszanie, torturowanie, unicestwianie). Dopiero wtedy sięgamy po kostki, a reguły gry mówią nam obiektywnie, co się stanie. Właśnie tak działają Agendy i Ruchy w PbtA; w Siewcach jednych i drugich jest mało, więc nie sposób się zgubić i zapomnieć, o co chodzi. Zero dymu i luster, maks grywalności: czy możemy tak pisać przyszłe gry PbtA? Please?
  • Mechanika walki (uwzględniająca też niebojowe konflikty) ma potencjał na stworzenie szybkich, brutalnych, ale łaskawych dla BG starć, które mi wyglądają jak esencja ekspresowej i emocjonującej walki z Legendy Pięciu Kręgów. Pierwszy cios często osłabi przeciwnika tak, że ten nie będzie już stawiał oporu; a równocześnie ryzyko utraty postaci jest żadne, a nagłego przerwania przygody – niewielkie. Bardzo dawno nie czytałem zasad walki, które tak by mi się spodobały.
  • Każda wyprawa Siewców Śmierci zaczyna się od ścisłej struktury: gracze opisują, jak oddają się mrocznym rozkoszom w Mordorze, MG zleca im zadanie, gracze opisują omen towarzyszący ich wyprawie itd. To z jednej strony wydaje mi się magiczne (teatr, rytuał, mini-storygame), a z drugiej działa jako tutorial czy rozgrzewka (nie trzeba się zastanawiać, co ma kto kiedy powiedzieć; opowiadamy historię tak, jak nam każe gra). Takie fragmenty sesji, podczas których mamy ścisłą strukturę zamiast dowolności i żonglowania wątkami, mogłyby też się sprawdzić jako erpegowy odpowiednik minigier z gier komputerowych.
  • Gra ma świat opisany jak legenda do mapy w oldschoolowym sandboksie. Jest pełen prostych ale działających na wyobraźnię miejsc i przeciwników, ułożonych w takiej kolejności po sobie, żeby zapewnić rozgrywce stopniowanie napięcia. Może właśnie dzięki brakowi mapy mam wrażenie, że zaciera się tutaj granica między OSR-ową Dziczą a minimalistycznym scenariuszem Lady Blackbird. Taki świat jest natychmiastowo grywalny; dzięki tematycznej spójności ciągnie mnie też bardziej od, i tak już dobrych, tabel światotwórczych z Fajerbola.
To nie wszystko: gra ma też na przykład atrakcyjnie silne artefakty o mocy wyłącznie opisowej, a nie mechanicznej (moja ulubiona jest broń, która odbiera mowę zranionemu – olbrzymi potencjał na kombinowanie i dramatyczne sceny) i bardzo klimatyczną mechanikę obalania MG przez graczy.

Nawet jeśli, jak ja, grywasz w erpegi rzadko, polecam lekturę Siewców jako inspirację. Gra jest dostępna za darmo na DriveThruRPG i na Itchu.