Gdy człowiek słyszy o UFO, łatwo nasuwa się odpowiedź „to wszystko zmyślone”.
Jest to zupełnie naturalne.
A jednak my, pasjonaci, którzy spędziliśmy wiele godzin douczając się fizyki, żeby wyliczyć, ile energii potrzeba na zasilenie Gwiazdy Śmierci* – my wiemy, że taka odpowiedź jest nudna i nie na temat.
Idziemy dalej.
Zanim Swaruu opowie o szczegółach lotów kosmicznych, długo mówi o naturze rzeczywistości. Podejrzewam, że taki sposób opowiadania może być starym taygetańskim zwyczajem, jakże różnym od sposobu pisania artykułów popularnonaukowych na Ziemi.
Taygetanie uważają, że rzeczywistość jest złudzeniem tworzonym przez świadomość.
Rzeczywistość jako złudzenie – nie jest to aż tak skomplikowane! Większość z nas oglądała Matriksa albo słyszała o jaskini Platona. A prawie każdy śnił i wydawało mu się, że to, co dzieje się we śnie, jest naprawdę.
Nawet jeśli przyjąć, że nie istnieją żadne nadprzyrodzone zjawiska, że nie ma nic poza materią: atomami, naszymi ciałami, piaskiem na plaży i dziurawym butem w szafie – nawet wtedy świat, który oglądamy na co dzień, jest zaledwie światem, który oglądamy, przefiltrowanym przez nasz mózg, zmysły i przyrządy badawcze. Możemy tylko zgadywać, jak i czy w ogóle wygląda to, czego nie oglądamy.
Przy czym, jak wiemy z codziennego doświadczenia, możemy zgadywać dość trafnie. Złudzenie czy nie, w świecie działają pewne prawidłowości – choćby prawa fizyki. Jeśli sto razy wypuszczony z ręki kamień spadał do dołu, mogę mieć uzasadnione podejrzenia, że za sto pierwszym razem nie spadnie do góry, i to, czy wszechświat jest symulacją, niewiele tu zmienia.
Taygetanie zakładają, że świadomość pozwala zmieniać rzeczywistość, choćby zmniejszać odległości między przedmiotami. Być może oznacza to, że jeśli wyszkolony Taygetanin się skupi, potrafi siłą woli sprawić, że obca planeta (albo ciastko) znajdzie się, jakby magicznie, bliżej niego.
Ciekawostką jest to, że Taygetanie świadomość przypisują nie tylko ludziom i kosmitom, ale też na przykład komórkom ciała. Czy każda komórka, nawet włosa czy paznokcia, jest świadoma? Czy świadomy jest komputer, telewizor, lampa, kamień?
W analizowanym przeze mnie nagraniu nie ma jednoznacznej odpowiedzi, proponuję jednak przyjąć taką hipotezę:
To stwierdzenie nie jest naukowe i nie pozwoli nam zbudować rakiety. Jest za to wcale ładne i poetyckie. Wszechświat rodzi wszechświat, wszechświat istnieje bo istnieje, wszechświat JEST. To miłe, że kontemplacja bytu, którą uprawiali i chrześcijańscy mnisi, i starożytny bezbożnik Epikur, jest znana również w układzie Taygety.
Przy takim założeniu może nie istnieć żadna magiczna telekineza. Gdy chcę zjeść ciastko, sięgam po nie ręką, a gdy chcę znaleźć się na Księżycu – lecę na niego rakietą.
Jest więc tu mowa o duchowości, a co z technologią? Na razie nie dowiedzieliśmy się nic. Idziemy dalej.
Międzygwiezdna komunikacja
Swaruu mówi, że do porozumiewania się na duże odległości Taygetanie używają cząstek poruszających się szybciej od światła. Nazywa takie cząstki, wymiennie, mionami i neutrinami. Jestem jednak przekonany, że zaszła tu pewna nieścisłość tłumaczenia: na Ziemi mionami nazywamy jedne cząstki, neutrinami inne, a jedne i drugie poruszają się wolniej od światła.
Termin, którego potrzebuje Swaruu, to tachiony, które z definicji poruszają się szybciej od światła (co przy okazji oznacza, że podróżują w czasie). Ziemska nauka nie zaobserwowała jeszcze tachionów, ale to jeszcze nie znaczy, że ich nie ma.
Skoro możemy zakodować informację w falach powietrza (dźwięk) albo w świetle (sygnał SOS nadawany latarką czy, choćby, światłowód do internetu), potrafię sobie wyobrazić, że równie dobrze potrafilibyśmy zakodować informację w tachionach. Ot, zapalam tachionową latarkę i nadaję alfabetem Morse'a sygnał do kosmity z Gwizady Polarnej albo, dajmy na to, do samego siebie sprzed tygodnia.
I, jeśli chodzi o komunikację, to z grubsza tyle! Idziemy dalej.
Loty kosmiczne wolniejsze od światła
Gdy nie trzeba lecieć z gwiazdy na gwiazdę, ale na przykład z Ziemi na Księżyc, statki Taygety poruszają się z prędkością niższą od prędkości światła. Używają w tym celu dwóch rodzajów napędów. Pierwszy to silniki plazmowe. Brzmi jak science fiction? Niekoniecznie! Plazmę mamy w naszych zwyczajnych ziemskich neonach. To takie naładowane elektrycznie, z grubsza** podobne do gazu coś.
Porównajmy silnik plazmowy z karabinem: karabin działa tak, że proch wybucha, wybuch wypycha pocisk, a odrzut pocisku powoduje, że kolba karabinu naciska żołnierzowi na ramię (albo wybija zęby).
Teraz silnik plazmowy. Plazma jest naładowana elektrycznie, więc można ją odpychać polem magnetycznym, niczym magnes od magnesu. Na statku mamy plazmę i pole magnetyczne. Plazma jest wypychana do tyłu, a jej odrzut powoduje, że statek leci do przodu.
Bardzo podobną technologią są silniki jonowe współczesnych ziemskich sond kosmicznych.
Silniki plazmowe i jonowe mają to do siebie, że mają bardzo niski ciąg: siła odrzutu jest bardzo mała. To trochę tak, jakbym stanął na kutrze rybackim i zaczął strzelać z karabinu za rufę, licząc, że to mnie popchnie do przodu; faktycznie popchnie mnie, ale w znikomym stopniu. Taki napęd jest niepraktyczny na Ziemi, ale w kosmicznej pustce nawet takie małe przyspieszenie jest odczuwalne. A przy odpowiednio dużych nakładach energii i ciąg może być wyższy.
No tak, a drugi napęd? Swaruu mówi o napędach grawitacyjnych. Na Ziemi umiemy wykorzystywać grawitację do napędzania narciarzy i kolejek górskich, i to tylko podczas jazdy z góry na dół. Czy o to Swaruu chodziło? Swaruu nie wyjaśnia.
Idziemy dalej.
Loty kosmiczne szybsze od światła
Można przyjąć, że sąsiednie gwiazdy są od siebie oddalone średnio o mniej więcej 5 lat świetlnych***. To znaczy, że światło leci z jednej gwiazdy na sąsiednią przez 5 lat. Taygeta jest od Ziemi trochę dalej: 400 lat świetlnych. Spieszy nam się, więc chcemy dolecieć szybciej niż za cztery stulecia.
Szkopuł w tym, że zgodnie z prawami fizyki powyżej prędkości światła zwyczajnie nie da się przyspieszyć****. Chcemy więc jakoś obejść to ograniczenie.
Swaruu mówi, że do obejścia limitu prędkości światła Taygetanie używają „toroidalnych silników całkowitego zanurzenia”, które są „funkcją” silników plazmowych. Nic nam to nie mówi; dla nas, laików, mogłaby równie dobrze powiedzieć, że używają jajecznicy z cebulką.
Wiemy jednak, że taygetański statek poruszający się powyżej prędkości światła znajduje się poza fizyczną przestrzenią, a tam limit prędkości światła nie obowiązuje. Co prawda na Ziemi nie mamy pojęcia, jak w praktyczny sposób można się przenieść poza fizyczną przestrzeń, ale mamy doświadczenie w wyobrażaniu sobie takich sytuacji w science fiction: statki w Gwiezdnych Wojnach latają przez tak zwaną nadprzestrzeń, a w Warhammerze 40.000 okręty skracają sobie drogę, lecąc przez piekło z diabłami.
Zakładam, że diabły to nie ten przypadek, więc nazwijmy ten stan bycia poza fizycznym wszechświatem – byciem w nadprzestrzeni.
O taygetańskiej nadprzestrzeni wiemy niewiele, a mianowicie to, że:
- ze statku w nadprzestrzeni nic nie widać (chociaż może dochodzą do niego wysłane ze zwykłej przestrzeni tachiony).
- w nadprzestrzeni odległości ze zwykłej przestrzeni nie mają znaczenia (przypuszczalnie lot z układu Taygety do Układu Słonecznego mógłby więc być równie skomplikowany, jak lot z Wrocławia do Warszawy)
- mimo tego podróż odbywa się zwykle przez wiele „stacji pośrednich”: pewnie nie mogę po prostu wejść w nadprzestrzeń nad Taygetą i wyjść z niej nad Słońcem, tylko muszę zatrzymać się w paru punktach „po drodze”. Wyobraźmy to sobie jak podróż pociągiem z Torunia do Konina: pociąg jest szybszy niż podróż piechotą (tak jak lot przez nadprzestrzeń jest szybszy od lotu przez zwykłą przestrzeń z prędkością podświetlną). Piechotą najprościej byłoby iść po linii prostej, ale ponieważ tory kolejowe (czyli nadprzestrzeń) są ułożone tak, jak są, musimy jechać drogą okrężną przez Kutno.
Według Swaruu, żeby statek wszedł w nadprzestrzeń, jego załoga musi być na odpowiednim poziomie rozwoju duchowego. Dlaczego – nie wiemy, chociaż mi się podoba myśl o wybitnie zaawansowanej cywilizacji kosmicznych przewoźników, którzy jak bramkarze na imprezie zamykają nadprzestrzeń, jeśli ktoś wygląda, jakby miał zwymiotować na parkiet.
Taygetański statek ma wprowadzone do komputera współrzędne celu podróży. Te współrzędne są kodowane jako częstotliwości, dźwięki (co raczej nie ma praktycznego znaczenia, ale może nam coś powiedzieć o taygetańskiej kulturze*****). Współrzędne określają, po pierwsze, miejsce, do którego się leci (zazwyczaj jakąś planetę). Po drugie, określają, gdzie względem celu podróży statek wyłoni się z nadprzestrzeni (to bardzo praktyczne: chcę się zmaterializować raczej nad Ziemią, a nie w jej jądrze). Po trzecie, określają, w jakim czasie doleci się do celu, w przyszłości lub w przeszłości (tak!). Przejdźmy więc do kolejnej sekcji, jaką są
Podróże w czasie
To ma sens. Zgodnie z teorią względności, jeśli poruszasz się szybciej od światła – możesz cofać się w czasie. Większość science fiction o lotach kosmicznych wychodzi tutaj z założenia, że Einstein się mylił i choć można przekroczyć prędkość światła, podróż wstecz w czasie jest niemożliwa******. Skoro Taygetanie podróżują w czasie, widzimy, że Einstein jednak miał rację (Swaruu o tym nie mówi, ba!, narzeka na Einsteina; obstawiam, że to dlatego, że zaszedł jakiś błąd w tłumaczeniu ziemskich podręczników fizyki na język Taygety. Przy lepszym tłumaczeniu pewnie by go doceniła).
Skoro możesz podróżować w czasie – co się stanie, jeśli cofniesz się w czasie i zabijesz swojego dziadka, zanim spłodził twojego ojca? Skoro ojciec się nie urodził, nie urodziłeś się też ty. Skoro ty się nie urodziłeś, to nie cofnąłeś się w czasie i nie zabiłeś dziadka. Skoro nie zabiłeś dziadka, to jednak się urodziłeś... i tak w kółko.
Otrzymujemy tutaj sprzeczne odpowiedzi od Swaruu: według niej albo takich paradoksów nie ma, albo można się cofać w przeszłość, żeby poprawiać historię (trzeba jednak robić to etycznie i odpowiedzialnie), co sugeruje, że są. Dopóki nie mamy dokładniejszych informacji, uznajmy więc, że na pytanie „co się stanie, jak cofnę się w czasie i zabiję swojego dziadka?” odpowiemy „a co ci zrobił twój biedny dziadek, zwyrodnialcu?”.
No i dobijamy do końca.
Oddzielanie sygnału od szumu
Nagranie Swaruu jest pełne naukowych terminów, obcych jednostek miar, mechanicznie odczytywanych wielkich liczb i pozaziemskiej duchowości. Nic dziwnego, że trudno je zrozumieć!
Tak się jednak składa, że znajomość wielu z tych terminów nie jest potrzebna, żeby mieć ogólne pojęcie, o co Swaruu chodzi. To trochę tak, jak z jazdą autobusem: nie muszę znać się na budowie silnika spalinowego, żeby jako pasażer dojechać z przystanku na przystanek.
Co innego, gdybym chciał zbudować statek międzygwiezdny. Och, wtedy przydałyby mi się szczegóły techniczne! Okazuje się jednak, że szczegóły podane w nagraniu zdecydowanie nie wystarczą do budowy nie tylko statku, ale i zwykłego międzygwiezdnego radia. Często są sprzeczne ze sobą i operują na uproszczeniach jeszcze większych niż te, na których operuję ja sam (a upraszczam srogo). Jestem przekonany, że chodzi tu o ochronę Ziemian przed opracowaniem technologii, która na naszym niskim poziomie rozwoju duchowego tylko by nam zaszkodziła.
Wysokiego stężenia obcej terminologii, niezrozumiałych zwrotów i meandrujących wątków można użyć, żeby mydlić odbiorcom oczy. Widząc taki bałagan, odbiorca czuje, że ma do czynienia z Wielką Mądrością, niedostępną dla zwykłych śmiertelników, chociaż treść tekstu jest w sumie dość prosta.
O celowe mydlenie oczu winiłem autorów niektórych artykułów teoretycznoliterackich, jakie czytałem na studiach, ale dlaczego miałbym winić Swaruu z Erry? Zakładam raczej, że obce jednostki i terminy służą jako ozdobnik, typowo taygetański sposób mówienia. Myślę, że to, że Ziemianie tego ozdobnika nie rozumieją, to kwestia bariery kulturowej. Skoro możemy mieć problem ze zrozumieniem tekstu napisanego przez kogoś wychowanego w kulturze innego kraju, to co dopiero – tekstu napisanego przez kogoś z gwiazd odległych o ponad 400 lat świetlnych od Ziemi!
Musicie przyznać, że jak na taki dystans, Taygetanie radzą sobie z komunikacją doskonale.
___
Przypisy:
*Swoją drogą, nie mam teraz pod ręką dokładnych obliczeń, ale wyszło mi, że żeby Gwiazda Śmierci przez sekundę przyspieszyła w tempie wypuszczonego z ręki kamienia, potrzeba takiej energii, jaką wyzwoliło uderzenie w Ziemię meteorytu, który zabił dinozaury. Gwiazda Śmierci ewidentnie nie jest urządzeniem energooszczędnym.
**W zdaniu „plazma jest z grubsza podobna do gazu” zwrot „z grubsza” wykonuje sporo pracy, ale na naszym poziomie ogólności możemy z tym żyć. Przez gaz i plazmę da się przełożyć rękę, przez ciało stałe nie (chyba, że tym ciałem jest ściana w amerykańskim domu).
***5 lat świetlnych jako średnia odległość między gwiazdami to bardzo duże uproszczenie: będą miejsca, gdzie gwiazdy będą rozrzucone gęściej lub rzadziej; najbliższa Słońcu Proxima Centauri jest oddalona o trochę ponad 4 lata świetlne, a nie 5; a między galaktykami może nie być prawie nic przez dobry milion lat świetlnych. Ale operujemy tu na tak dużych odległościach i na takim stopniu ogólności, że rok świetlny w te czy wewte nas nie zbawi.
****uważam, że to, co się dzieje, kiedy ktoś próbuje przyspieszyć do prędkości światła, jest naprawdę fascynujące, ale to już nie w tym wpisie.
*****o ile dobrze rozumiem, Taygetanka wprowadza kurs do komputera statku, grając (śpiewając?) współrzędne jak melodię. Wydaje mi się to dużo bardziej podatne na błąd od wprowadzania kursu przez klawiaturę komputera. Jednak Taygetanie wydają się czuć niechęć do precyzyjnych pomiarów, więc może prowadzą swoje statki na czuja, tak jak mój dziadek prowadził motor na polnej drodze. Albo może Taygetanie po prostu lubią śpiewać.
******dla odmiany podróż naprzód w czasie jest banalna. Na przykład ja, pisząc te słowa, podróżuję od wtorku do środy w tempie jednej godziny na godzinę.